Poprzedniego dnia zaliczyliśmy Ogrody, na Alhambrę się nie załapaliśmy, bo na 2 tygodnie przed wylotem nie było już biletów, ale z miradora St. Mikulasza :) był widok jeszcze lepszy na Alhambrę. Moim zdaniem jest trochę przereklamowana. Ale sama Granada ma wiele do zaoferowania. Kilkanaście km spacerkiem, z tego sporo w dół i do góry. Nawet kaligraf zarobił, bo na pięknym papierze wypisał po arabsku imię mojej kobiety. Po tym jak wysadziłem Sylwię pod hostelem i pojechałem odstawić samochód na parking nie było mnie z 1,5h. Domyślcie się dlaczego. Krążyłem po krętych jednokierunkowych zapchanych uliczkach Granady :(. Q...a jestem zawodowym kierowcą, ale to był q...a szok. Wreszcie jak tylko zelżał ruch (obserwowaliśmy już to zjawisko w Maroku, że wszyscy, kto żyw w godzinach zaraz po zmroku wyłażą na ulice i po ok. 40 min kończą ten spacer) zaparkowałem na rondzie, które to miejsce wcześniej upatrzyłem na street view i które było podstawą do rezerwacji tego a nie innego hostelu.